wtorek, 16 sierpnia 2016

Czy taka dziewczyna istnieje? (recenzja książki "Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie")



Świetna praca, przystojny narzeczony z arystokratycznym nazwiskiem, ubrania od projektantów i mieszkanie w najmodniejszej dzielnicy miasta. Czy dziewczyna posiadająca to wszystko istnieje? Czy jest najszczęśliwsza na świecie?

Ani FaNelli jest redaktorką znanego pisma dla kobiet. Jej największym zmartwieniem jest wybór kwiatów na ślub, który przecież już niedługo. Czy ta florystka będzie godna zaufania? Bogaty narzeczony po uroczystości planuje wyprowadzkę do Londynu, podróż poślubna też już zaplanowana - ostatnim odwiedzonym miejscem będzie Paryż. Przygotowania do ślubu zostają zakłócone, kiedy Ani decyduje się wziąć udział w filmie dokumentalnym. 

Kilkanaście lat wcześniej. Ani po incydencie z narkotykami zostaje przeniesiona do innej szkoły. To tam uczęszczają najbogatsze dzieciaki, najbardziej zepsute i to właśnie ta szkoła daje największe szanse na dostanie się na uniwersytet z Ligi Bluszczowej. Ani poznaje grupę znajomych, z którymi zaczyna imprezować. Bo przecież chce być lubiana, popularna, chce spróbować czegoś nowego. Nie podejrzewa, że grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. Nie jest świadoma, kiedy trzeci raz tej samej nocy jest gwałcona. 

Dorosła Ani tworzy nową siebie. Pewną siebie, niezależną i piękną kobietę. Z ogromnym szmaragdem na palcu. Przecież takiej kobiety nikt nie skrzywdzi, taka kobieta nie będzie bezsilna wobec świata, poradzi sobie ze wszystkim. Wszyscy powinni myśleć, że Ani FaNelli, niedługo Harrison, jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. 

Książka Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie zrobiła na mnie duże wrażenie. Reklamowana jako najlepiej sprzedający się debiut w USA ma coś w sobie. Choć na początku nie wciąga, po kilku rozdziałach nie można się od niej oderwać. Autorka zastosowała w niej znany zabieg - jeden rozdział z teraźniejszości, kolejny z przeszłości. Kiedy zaczęłam czytać, irytowało mnie to bardzo. Miałam wrażenie, że części z chwili obecnej są nudne i chciałam przez nie szybko przebrnąć, by znów czytać o przeszłych wydarzeniach. Wraz z rozwojem akcji - zaczęłam doceniać, jak wszystko dokładnie się połączyło i wyjaśniło. Jak przeszłość uzupełniła teraźniejszość i poznałam całą historię. 

Co ciekawe, spodziewałam się radosnej powieści, bo przecież na to wskazuje tytuł. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że tytułowa dziewczyna szczęśliwa nie jest. To jej doskonałe kłamstwo dla świata. Udawanie, że przeszłość nie ma już znaczenia, a teraz trwa jej nowe, idealne życie. Czy jednak pozorne szczęście jej wystarczy? Czy zdoła zapomnieć o tym, co zdarzyło się w przeszłości? Czy będzie mogła o tym opowiedzieć przed kamerą? Bo tak naprawdę nigdy nie odgrodzimy się od przeszłości. Jest częścią nas samych i to właśnie przed sobą nie zdołamy udawać, że jesteśmy kimś innym. Bo żeby stać się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, trzeba polubić siebie, a nie próbować się zmieniać. 







środa, 3 sierpnia 2016

Sierpień - na co do kina?



Wakacje to świetny czas na wyjście do kina. Oczywiście mówię o tych chłodnych i deszczowych dniach, kiedy akurat nie będziecie wylegiwać się na plaży :) A w sierpniu jest wiele propozycji, na które warto zwrócić uwagę.




Legion samobójców
Tajna agencja rządowa tworzy drużynę, w skład której wchodzą najgroźniejsi przestępy na świecie. Na początku myślą, że zostali wybrani, bo mają szanse na wygraną, jednak dowiadują, że zdecydowano się na nich, bo nikt nie będzie ich żałował, jeśli coś im się stanie. Po wielu nieporozumieniach i kłótniach wreszcie dogadują się i chcą wypełnić niebezpieczną misję. Na ten film warto zwrócić uwagę, bo po raz pierwszy zobaczymy Jareda Leto w roli Jokera.




Śmietanka towarzyska
Filmy Woody'ego Allena zawsze cieszą się ogromnym powodzeniem. Gwiazdorska obsada i z pozoru banalna historia to jego przepis na sukces. Bobby zostaje wysłany z Bronxu do swojego wuja, do Los Angeles. Wujek Phil jest agentem gwiazd Hollywood. Bobby zakochuje się w jego sekretarce Vonnie. W tym filmie w głównych rolach pojawią się Jesse Eisenberg, Steve Carell, Kristen Stewart i Blake Lively.

Mój przyjaciel smok
Pan Meacham od wielu lat miejscowym dzieciom opowiada historię o smoku zamieszkującym lasy. Pewnego dnia jego córka poznaje Pete'a, który mówi, że mieszka w lesie sam, a jego jedynym towarzyszem jest smok Elliott. Najdziwniejsze jest to, że smok z opowieści chłopca jest bardzo podobny do smoka, o którym opowiada jej ojciec. Córka postanawia dowiedzieć się, jaka jest prawda i czy smok rzeczywiście istnieje.

Rekiny wojny
Tym razem historia prawdziwa. David i Efraim, dwudziestoparoletni mężczyźni, wykorzystują mało znany rządowy projekt, który pozwala małym firmom uczestniczyć w przetargach dla amerykańskiej armii. Po pierwszych małych zleceniach wygrywają przetarg na uzbrojenie wojska w Afganistanie. By wypełnić jego warunki zaczynają współpracować z podejrzanymi osobami, które koniec końców okazują się być związani z rządem Stanów Zjednoczonych.




Boska Florence
Na ten film czekam chyba najbardziej. Gra w nim jedna z moich ulubionych aktorek - Meryl Streep i mam przeczucie, że to będzie kolejna świetna rola. Meryl gra tam "najgorszą śpiewaczkę świata". Florence kocha muzykę, jednak nie ma ani głosu, ani słuchu. Dzięki wsparciu bogatego narzeczonego daje koncerty i wydaje płyty. Florence chce spełnić jedno z największych marzeń i zaśpiewać w słynnym Carnegie Hall.

A na jakie filmy Wy wybieracie się w sierpniu?






środa, 20 lipca 2016

"Zanim się pojawiłeś" - książka czy film?



Ta książka i ten film zrobiły na mnie największe wrażenie w ciągu ostatnich tygodni. Jak przeważnie bywa, najpierw usłyszałam o filmie - prawdą jest, że wiele świetnych książek znajduję po obejrzeniu filmu lub jego zapowiedzi. Tak też było w tym przypadku. Najpierw wizyta w kinie. Tutaj możecie przeczytać recenzję Zanim się pojawiłeśŻyj odważnie. Recenzja filmu. Po jego obejrzeniu od razu wzięłam się za książkę. I nie będę się teraz powtarzać i pisać, o czym jest ta historia, więc napiszę tylko, co myślę o powieści i co moim zdaniem, książka czy film, jest lepsze. 

Zabierając się do czytania książki, wiedziałam, że pewnie nic mnie nie zaskoczy. Przecież widziałam już tę historię w kinie. A jednak czytałam ją z wypiekami na twarzy. Wciągnęłam się i chciałam po prostu doczytać. Nie wiem dlaczego, ale wciąż miałam nadzieję, że jednak książka skończy się inaczej niż film. Tak, trochę to naiwne, ale jednak. Zakończenie tym razem mnie nie zaskoczyło, jednak w książce pojawiły się wątki, których w filmie nie było. I co ciekawe, nie były to wątki bez znaczenia. Wprost przeciwnie - wydaje mi się, że w dalszych częściach mogły mieć duże znaczenie. Zobaczymy, jak scenarzyści to rozwiążą. 

Podczas czytania książki płakałam mniej niż na filmie. Czy ma to związek z tym, że wiedziałam, co się stanie? Pewnie po części tak. Choć wydaje mi się też, że nie była tak bardzo wzruszająca, jak film. Podejrzewam, że mogło to być spowodowane tym, że w filmie nagromadzono najbardziej chwytające momenty w jednej czy dwóch scenach, natomiast w książce trwało to kilka, kilkanaście stron. 




Co lepsze - książka czy film?

Długo się zastanawiałam nad tym, co Wam napisać. Mnie chyba bardziej podobał się film. To on zrobił na mnie większe wrażenie i to on pozostał we mnie na dłużej. Może to kreacje aktorów, siła wzruszenia, a może to, że to właśnie film obejrzałam pierwszy. Choć to akurat wydaje mi się mało prawdopodobne, bo wiele książek przeczytałam po filmie i to nimi byłam zachwycona. Jestem jednak pewna, że zarówno książkę, jak i film będę z całego serca wszystkim polecać, bo naprawdę warto. O takiej historii miłosnej jeszcze nie słyszeliście! Jestem też pewna, że ja sama z radością będę wracać zarówno do powieści, jak i filmu. 

Dajcie znać, co Wam podobało się bardziej. 


wtorek, 21 czerwca 2016

Czy ludzi jest za dużo? (recenzja książki "Inferno")



W dzisiejszych czasach coraz częściej mówi się o zagrożeniach dla ludzi. Podwyższa się temperatura, topnieją lodowce, zbliża się efekt cieplarniany. Wycinka drzew, pożary czy zanieczyszczone powietrze nie mają dobrego wpływu na naszą planetę. Jest jednak problem albo inaczej sytuacja, która przez wielu uważana jest za zagrożenie, którą jest wciąż rosnąca liczba ludzi, a co za tym idzie - przeludnienie. To właśnie na ten problem zwraca uwagę najnowsza powieść Dana Browna - Inferno

Robert Landgon budzi się w szpitalu z amnezją. Opiekująca się nim lekarz Sienna twierdzi, że został postrzelony. Okazuje się, że słynny historyk sztuki jest poszukiwany przez zabójczynię. Robert z pomocą Sienny ucieka z budynku. W kieszeni swojej marynarki profesor znajduje tajemniczy przedmiot oznaczony znakiem zagrożenia biologicznego. Otwiera pojemnik i na maleńkim projektorze wyświetla się Mapa Piekieł Botticellego. Robert podejrzewa, że ma to związek z Boską Komedią Dantego. 

Ścigany przez zabójczynię, a potem także i policję profesor próbując rozwikłać zagadkę trafia na trop Bertranda Zobrista, genialnego naukowca, który próbuje rozwiązać problem przeludnienia na świecie. Sienna również nie okazuje się być tą, za którą się podaje. 

Czytałam już książki Dana Browna i wszystkie były niesamowicie wciągające, dlatego do tej powieści podeszłam z dużą ekscytacją. Jednak nie zachwyciła mnie od początku. Czytało się ją ciężko i powoli. Właściwie miałam wrażenie, że główni bohaterowie biegają z miejsca na miejsce i nic z tego nie wynika. W pewnym momencie jednak coś zaskoczyło i książka wciągnęła. Nie mogłam doczekać się końca tej historii - chciałam koniecznie dowiedzieć się, co jeszcze wymyślił szalony naukowiec i czy udało mu się zrealizować plan walki z przeludnieniem. W powieściach Dana Browna najbardziej niesamowite są zagadki. Po rozwiązaniu jednej, pojawia się kolejna i tak dalej. Langdon wyjaśnia jedno, zbiera wskazówki i odkrywa kolejną rzecz. Uwielbiam to, szczególnie wtedy, kiedy poznaję rozwiązanie tych zagadek. 

Ta powieść, oprócz ciekawej historii i świetnych zagadek, skłania do myślenia. Bo czy ludzi rzeczywiście jest za dużo? Właściwie cały czas słyszymy przecież o ujemnym przyroście naturalnym. Czy to możliwe, że dla ludzi zabraknie pokarmu, że będziemy niszczyć środowisko, by budować miasta, że już wkrótce okaże się, że Ziemia jest dla nas za mała? Takie problemy wydają się abstrakcyjne i bardzo odległe. Czy tak jest rzeczywiście? Tego nie wiemy. Wiem jednak, że świetne jest to, że książka zwraca uwagę na sytuacje, o których wcześniej by się nie pomyślało. Zmusza do myślenia i daje podstawy do dyskusji.  












wtorek, 14 czerwca 2016

Żyj odważnie! (recenzja filmu "Zanim się pojawiłeś")



Wierzę w to, że każdego człowieka spotykamy po coś. Niektóre rzeczy, których się uczymy, nie są wielkie ani podniosłe. Dobrze przecież dowiedzieć się, który smak Liptona jest najlepszy, albo która herbata liściasta pachnie najpiękniej. Od innych uczymy się cierpliwości albo radości z każdej chwili. Czasami, często tylko raz na całe życie, pojawia się na naszej drodze ktoś, kto zostawia ślad. Pokazuje, jak żyć, uczy, jak żyć i jak jedynego życia, które mamy, nie zmarnować. I właśnie takiego człowieka poznaje Lou, główna bohaterka filmu Zanim się pojawiłeś.




Wzory, kolory i granatowe buty z kokardą to znak rozpoznawczy Louisy Clark. Lou mieszka w małym miasteczku, pracuje w kawiarni i uwielbia swoje życie. Pewnego dnia zostaje zwolniona i tym samym zmuszona, by znaleźć sobie nowe zajęcie. Po wielu próbach zostaje opiekunką Willa Traynora. Will był odnoszącym sukcesy bankierem, który w bardzo młodym wieku został sparaliżowany. Po wypadku, do tej pory korzystający z życia chłopak, zamknął się w sobie - nie utrzymuje kontaktu z przyjaciółmi, rozstaje się z dziewczyną i nie wychodzi z domu. Powoli jednak radość i optymizm Lou wkradają się do świata Willa i na nowo uczą go, że życie może być piękne.

Pewnego dnia Lou podsłuchuje rozmowę rodziców Willa i jej świat rozpada się na kawałki. Dowiaduje się, że ten chłopak, który właśnie zaczął się uśmiechać, który chodzi z nią na spacery, chce umrzeć.






Film podobał mi się bardzo. Przepłakałam pół seansu - od czerwonej sukienki. Ci, którzy już oglądali, będą wiedzieć :) Drugie pół się śmiałam. Na co warto zwrócić uwagę, jeśli chodzi o sam film? Przede wszystkim piękne widoki. Urokliwe miasteczko, a na jego obrzeżach niesamowity zamek, który jest tłem dla tak wielu ważnych rozmów. Sceny kręcone na Hawajach dodały rajskiego elementu. Największe wrażenie robi jednak gra Sama Claflina, który wciela się w rolę sparaliżowanego Willa. Aktor używa jedynie swojej twarzy. Jego mimika, oczy, uśmiech mówią wszystko. Uważam, że naprawdę dał z siebie wszystko i świetnie wcielił się w tak trudną rolę. Z kolei Emilia Clarke jak dla mnie jest aż za bardzo plastyczna i niektóre jej miny były odrobinę denerwujące. To jednak jedyny zarzut, jaki mam do tego filmu. 

To nie jest kolejna komedia romantyczna, która ma zakończenie jak z bajki. I uwierzcie mi, ogromnie jestem zawiedziona, że tak nie jest. Jednak dzięki temu ta historia jest inna. Podsuwa zupełnie inne myśli i zmusza do zastanowienia się, co my byśmy zrobili w takiej sytuacji. Co bym myślała o sobie, gdybym nie mogła sama jeść, sama się wykąpać czy sama upiec swoje ulubione ciasto? Czy pogodziłabym się z tą sytuacją i chciała się dostosować? Czy miałabym w swoim życiu człowieka, który tak jak Lou chciała uratować życie Willa, chciałby uratować moje? Tak, to jest kolejna historia o miłości, ale tak inna niż pozostałe. I choć przez cały film mamy wrażenie lub myślimy, że to Lou walczy o Willa, to na koniec okazuje się, że to on uratował jej życie.

To Will przypomniał jej, że życie jest jedno i że nie można rezygnować z marzeń. To on namówił ją do zwiedzania świata. Zmusił, by wyjechała z małego miasteczka i poświęciła się swojej pasji. Pokazał, że świat trzeba odkrywać i się nim cieszyć. Udowodnił, że można nie zgadzać się z życiem. Nauczył żyć odważnie i dobrze. Po prostu żyj - napisał jej w liście.








czwartek, 9 czerwca 2016

Nowości w biblioteczce - maj/czerwiec



W mojej biblioteczce kolejne książki! Mam niesamowite szczęście, że najpiękniejsze i najfajniejsze dni w roku (oprócz Bożego Narodzenia i rocznicy ślubu) przypadają na przełomie maja i czerwca. Radość jest podwójna - na zewnątrz jest pięknie i ciepło, a w prezencie dostaję książki. I dzisiaj chcę się pochwalić tymi najnowszymi. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę je czytać!




Elementarz stylu

To książka jednej z moich ulubionych blogerek, Kasi Tusk. Jej bloga czytam od początku, najpierw chciałam się przekonać, o czym pisze córka premiera. Tak mi się spodobało, że zostałam i notki czytam z ogromną przyjemnością. Kiedy w księgarniach pojawił się Elementarz bardzo chciałam go przeczytać, ale nigdy się nie złożyło. Wczoraj dostałam książkę od męża i cieszę się bardzo! Pierwsze, co zauważyłam to zachwycające zdjęcia. Przepiękne, wybrane z ogromną starannością i niezwykle dopracowane. Mam nadzieję, że treść też taka będzie. Dam Wam znać.





Królowa Mafii

Wcześniej o tej książce nie słyszałam. Dostałam ją od przyjaciółki. Książka opowiada o życiu Moniki Banasiak, żony jednego z najbardziej znanych polskich gangsterów - Słowika. Pochodziła z dobrego domu, studiowała medycynę, żyła w świecie pełnym narkotyków i zbrodni. Przez wiele lat wierna mężowi, w końcu poznała kogoś innego. To był początek końca jednego z najsłynniejszych związków w polskiej mafii. 





Zanim się pojawiłeś

Siostra, dziękuję! Odkąd tylko zobaczyłam na Youtube zwiastun filmu nakręconego na podstawie tej książki, wiedziałam, że ją przeczytam. Film wchodzi do kin już w ten weekend - nie mogę się doczekać i jestem pewna, że będzie piękny, zwłaszcza, że główną rolę gra uwielbiany przeze mnie Sam Claflin. Jednak książka ciekawi mnie równie mocno - jest bestsellerem New York Timesa, a na całym świecie sprzedało się już 6 milionów egzemplarzy. Lou właśnie traci pracę w kawiarni i szukając jakiegokolwiek zajęcia, zostaje opiekunką młodego, sparaliżowanego bankiera. Chłopak zrezygnował już z życia, nie wychodzi na zewnątrz, nie spotyka się z ludźmi. Po poznaniu Lou znowu otwiera się na świat i przypomina sobie, jak piękne może być życie.  


A jakie książki pojawiły się ostatnio w Waszych biblioteczkach?