poniedziałek, 28 października 2013

To był sklep z duszą (recenzja książki "Sześć pięter luksusu")



Uwielbiam chodzić na zakupy. Pewnie jak większość kobiet. Lubię mieć nowe rzeczy, nie musi to być coś wielkiego, może być mały, ale jakże cieszący serce, drobiazg. Dzisiaj robienie zakupów często kojarzy się źle. Pośpiech, nieuprzejmi sprzedawcy, inni klienci, którzy potrącając Cię, nawet nie przeproszą. Wielkie centra handlowe, długie kolejki, zazwyczaj chcesz szybko załatwić najważniejsze rzeczy i wyjść stamtąd jak najszybciej. Spróbujcie wyobrazić sobie miejsce, gdzie zakupy są przyjemnością. Wchodzisz, jesteś mile widzianym gościem, który traktowany jest z najwyższym szacunkiem. To nie tylko miejsce, gdzie dostaniesz najpotrzebniejsze rzeczy, to również miejsce, w którym odpoczniesz, zjesz, spotkasz przyjaciół. Wiecie, że taki sklep istniał kiedyś w Polsce? To Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy, który mieścił się w Warszawie przy Brackiej 25, a jego historia została opisana w książce Sześć pięter luksusu.

Autor powieści Cezary Łazarewicz umawia się na spotkanie z człowiekiem, który obecnie zarządza dawnym budynkiem braci Jabłkowskich. Właściwie, to jest on ich własnością, ale poprzedni lokator nie zamierza się z niego wynosić. Co więcej, wynajmuje biura i żąda za nie zapłaty. Autor pod pretekstem zainteresowania takim wynajmem próbuje dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja od środka. Po krótkiej rozmowie już wie, że Jabłkowscy są wrogami i za wszelką cenę chcą odzyskać budynek, który im się nie należy.

Potem czytamy historię sklepu, właściwie to nie wiem, czy wypada tu używać słowa sklep, to było prawdziwe rodzinne przedsiębiorstwo. W 1913 roku Józef Jabłkowski junior napisał list, w którym namawiał rodzinę do rozpoczęcia wspólnego interesu. Najpierw małym sklepikiem zajmowała się siostra, potem Józef postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Po kilku przenosinach, rodzina wybudowała budynek przy Brackiej 25. To tam postał Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy. Było tam wszystko, czego klient mógł zapragnąć. A co więcej, po najniższych cenach, bo Jabłkowscy nie korzystali z usług pośrednika. Były więc sklepy z najmodniejszą odzieżą, z porcelaną, a nawet z meblami czy zabawkami. Na dachu stworzono kawiarnię, która przyciągała tłumu. Piękne panie i eleganccy panowie, pijąc herbatę, podziwiali widok na Warszawę.

Ale dlaczego to był sklep z duszą? Klient był traktowany z szacunkiem i uprzejmością. Sprzedawcy byli doskonale wyszkoleni, a żeby zdobyć tam pracę, trzeba było znać kilka języków obcych. Jednak, nie tylko klient miał tam się czuć dobrze, właściciele dbali również o doskonałą atmosferę między pracownikami. Pensje były duże, a o awans było łatwo. Co roku organizowana była msza za obecnych i nieżyjących już pracowników sklepu. Pojawiali się na niej Jabłkowscy. Nie było tak, że dyrektor sklepu, nie ważne czy to był Józef czy Feliks (syn Józefa), zamykał się w swoim pokoju. Dyrektor chodził po sklepie i wszystkiego doglądał i o wszystko dbał. Jednak wspaniała historia Domu nie trwała długo. Przyszła wojna, w sklepie urządzono szpital. Potem kolejne otwarcie i coraz to nowe problemy z ówczesną władzą. Dom Towarowy przechodził z rąk do rąk, aż trafił do Jerzego Kowalewskiego. Od ponad dwudziestu lat potomkowie braci Jabłkowskich toczą walkę o odzyskanie budynku, jednak nic nie wskazuje na to, by miała się ona szybko zakończyć.
 Proszę Państwa, sklep to ogromny organizm. Ponad 600 pracowników, którzy muszą codziennie zgodnie współpracować ze sobą i z Państwem. Pojawiają się trudne charaktery, nawyki, wyniesione z domu przyzwyczajenia.

Książkę przeczytałam z ogromną przyjemnością. Pomijając fakt, że nie mogę zrozumieć tej absurdalnej sytuacji, w której sąd daje wszystkie prawa do budynku Jabłkowskim, a oni wciąż nie mogą go odzyskać, bo jakiś przedsiębiorca nie chce go opuścić. Wydawało mi się, że istnieją takie narzędzia, dzięki którym można go stamtąd przepędzić. Powieść napisana jest pięknym językiem, zupełnie niewspółczesnym. Ja miałam wrażenie, że jestem klientką sklepu i ktoś mnie po nim oprowadza. Język doskonale oddaje klimat tamtych czasów. Jedynym minusem książki są, moim zdaniem, podpisy do zdjęć umieszczone na ostatniej stronie. Ja, czytając, musiałam co chwilę tam zaglądać, żeby wiedzieć, co przedstawia dane zdjęcie.

Mimo że jest to powieść, która zgłębia szczegółową historię Domu Towarowego, nie nudziłam się ani przez moment. Były w niej tak świetne i dopracowane opisy, że czytało się ją z ogromnym zaciekawieniem. W pewnym momencie było mi szkoda, że obecnie nie ma już takich sklepów z duszą. Zakupy byłyby wtedy ogromną przyjemnością a nie smutną koniecznością. Bardzo chciałabym Was zachęcić do przeczytania tej książki, bo drugiej takiej nie znajdziecie. Jest ona wyjątkowym przykładem na to, że wystarczy poszukać, poszperać i popytać, a można znaleźć niezwykłą historię wartą opowiedzenia.




Książka była prezentem od Wydawnictwa Znak z okazji Dnia Blogera.

W pobliżu: W ubiegły weekend w Olsztynie odbył się pierwszy Festiwal do Czytania. Bardzo fajna sprawa, zwłaszcza, że zorganizowane zostały spotkania dotyczące blogów. Do Olsztyna przybyli znani blogerzy, wśród których byli Segritta, Krzysztof Gonciarz czy Maciej Mazurek. Jednak dla mnie największą radością było poznanie Andrzeja Tucholskiego, który prowadzi blog jestkultura.pl/. Często go odwiedzam i uwielbiam czytać. Spotkacie się tam z kulturą, w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu. Są notki o książkach, podróżach, ciekawych ludziach. Serdecznie zachęcam Was do jego odwiedzania. A co do Festiwalu, mam nadzieję, że kolejna edycja będzie jeszcze ciekawsza i pouczająca.  

Z Andrzejem :)
  


6 komentarzy :

  1. O tej książce jeszcze nie słyszałam, ale gdy ją zobaczę w bibliotece to na pewno wypożyczę, ponieważ bardzo mnie zaciekawiłaś.

    A co do spotkania, o którym pisałaś. Nie znam blogerów, o których wspomniałaś. Wiem - wstyd, ale weszłam na jestKultura.pl i chyba zostanę tam na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli rzeczywiście jest napisana w tak ciekawym stylu, jak mówisz, to chętnie przeczytam :).

    Uwielbiam zakupy, ale te wszystkie centra handlowe mnie trochę ostatnio odstraszają. Szkoda, że tyle małych sklepików zbankrutowało :(. No, ale zawsze się kilka z lepszą atmosferą znajdzie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami nawet takie sklepy z lepszą atmosferą można znaleźć w dużym centrum handlowym, ale to się rzadko zdarza. A małych sklepików jest już coraz mniej niestety :( Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wyszłaś na fotce tak fajnie, że nawet moja obecność go doszczętnie nie zrujnowała! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ale nie wydaje mi się, żebyś rujnował jakiekolwiek zdjęcia :D

      Usuń