środa, 22 stycznia 2014

"Świat może Cię jeszcze zadziwić" (recenzja książki "Lot motyla")



Kiedy zobaczyłam okładkę tej książki, wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Zachęcił mnie i tytuł, i krótkie zdania opisujące. A co więcej, niesamowicie spodobała mi się grafika. Pięknej dziewczyny i motyla. Pewnie o tym nie wiecie, ale uwielbiam motyle. Byłam tej książki ciekawa. I przeczucie mnie nie zawiodło. Bo książka Lot motyla, która ma troszkę mniej niż 700 stron, jest świetna. I przez tę ogromną ilość stron podejmuje tak ważne tematy w życiu człowieka, jak miłość, zarówno ta w małżeństwie, jak i ta do dziecka, zmiany klimatyczne, bieda, a nawet uczucia, jakie żywić można do swojej teściowej. I wbrew pozorom nie jest to przesyt, chaos czy nieuporządkowanie. To skłonienie do refleksji i przemyśleń, czasami tak w naszym życiu potrzebnych, na które przeważnie nie mamy czasu.

Dellarobia jest nieszczęśliwą kobietą. Nie pracuje, za to zajmuje się wychowywaniem dzieci. Za mąż wyszła dlatego, że zaszła w ciążę. Niestety dziecko zmarło. Dellarobia nie rozstała się z mężem, urodziła mu jeszcze dwójkę dzieci. Jest żoną i matką, ale czegoś jej w życiu brakuje. Postanawia więc zdradzić męża z młodszym, niesamowicie przystojnym mężczyzną. W drodze na miejsce spotkania Dellarobia napotyka niezwykłe zjawisko. Na drzewach widzi ogromne pomarańczowe plamy. Na początku myśli, że to pożar, jednak z czasem zdaje sobie sprawę z tego, że las się nie pali. Kobieta zawraca do domu i wyrusza na górę z rodziną. Tam okazuje się, że niesamowite zjawisko to motyle. 

Od tej chwili życie Dellarobii i jej rodziny zmienia się całkowicie. Do miasteczka przybywają dziennikarze, którzy chcą robić z nimi wywiady. W ich ogrodzie swoją przyczepę rozstawiają naukowcy, którzy badają życie motyli. A teściowa głównej bohaterki postanawia pobierać opłaty za wejście na górę, gdzie znajdują się motyle. Dellarobia dostaje pracę u naukowców i tam poznaje coraz więcej faktów dotyczących tych pięknych stworzeń. Okazuje się jednak, że nie wszystkie z nich są dobre. Motyle bowiem zmieniły swoje odwieczne przyzwyczajenia i zamiast do Meksyku poleciały do lasu przy domu Dellarobii. Kobieta wraz z naukowcami próbują dowiedzieć się, dlaczego tak się stało.

Nietypowe miejsce zimowania motyli związane jest najprawdopodobniej ze zmianami klimatycznymi: topnieniem lodowców, coraz wyższą temperaturą. Podczas czytania książki miałam wrażenie, że autorka usiłuje uświadomić czytelników, jak takie zmiany mogą się skończyć i czym to grozi. Dodam jeszcze, że autorka jest naukowcem i to doskonale daje się odczuć w powieści. Nie chodzi jednak o to, że jest pisana naukowym językiem czy jest wiele niezrozumiałych słów, ale o to, jak dokładnie i szczegółowo wszystko jest opisane. Jest tu wiele rzeczy, o których nie mielibyśmy szansy się dowiedzieć, no chyba że czytalibyśmy jakieś specjalistyczne książki. 

W książce było mało rzeczy, które mi się nie spodobały. A właściwie to chyba tylko jedna. Jak Wam pisałam, powieść zaczyna się w momencie, kiedy Dellarobia chce zdradzić męża. I ja przez te prawie 700 stron czekałam na tę zdradę czy cokolwiek, co mogłoby ją zwiastować. Wiem, że to nie jest moralne postępowanie, ale ten początek jakoś tak mnie nastroił. Czekałam, aż główna bohaterka się zakocha i pozna mężczyznę swojego życia. Jak możecie się domyślić, nie doczekałam się. Nie podobało mi się również zakończenie. Po tak niesamowicie skonstruowanej powieści, po takim temacie i podejmowaniu ważnych kwestii jestem nim zwyczajnie rozczarowana. I już nie chodzi o to, że bohaterka się nie zakochała, chodzi też o samą sprawę motyli i zmian klimatycznych. Tak naprawdę dalej do końca nie wiem, dlaczego wybrały górę za domem Dellarobii.

Książka Lot motyla jest naprawdę niesamowita i już dawno nie czytałam tak dobrej powieści. Teraz wszystko jest pisane z punktu widzenia głównego bohatera i trochę mnie to już nudzi. Ta książka została stworzona w starym, dobrym stylu. Opowiedziała niezwykłą historię i zwróciła uwagę na wiele istotnych spraw. Ja zapewne do niej nie wrócę, ale cieszę się, że ją przeczytałam. Teraz trochę inaczej będę patrzyła na to, że zima zaczyna się u nas w styczniu. 










Brak komentarzy :

Prześlij komentarz