sobota, 24 stycznia 2015

Po obu stronach Atlantyku (recenzja książki "Tajemnica Filomeny")



Czy wiecie, że...

w latach pięćdziesiątych w Irlandii samotne matki trafiały do zakonów, gdzie były zmuszane do oddawania swoich dzieci do adopcji?

Czy wiecie, że...

w latach osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych były plany wprowadzenia ustawy, która pozbawi homoseksualistów praw obywatelskich?






Pewnie zastanawiacie się, co wspólnego mają ze sobą te dwie informacje. I choć może się wydawać, że są ze sobą niezwiązane, połączyły się w życiu jednego człowieka, Michaela Hessa.

Anthony Lee przychodzi na świat w irlandzkim zakonie. W wieku trzech lat zostaje odebrany swojej matce Filomenie i trafia do adopcji w amerykańskiej rodzinie. Tam dostaje imię po ojcu, Michael. Wychowuje się w Stanach Zjednoczonych, jednak gdzieś w jego głowie ciągle pojawia się myśl, że w Irlandii została jego matka. Czy zostawiła go od razu po urodzeniu, czy za nim tęskni, czy go szuka?

Michael jest wybitnym uczniem. Kończy studia z wyróżnieniem i pisze pracę na temat zmian granic okręgów wyborczych. Dzięki tej pracy znajduje zatrudnienie w partii republikańskiej. Robi to wbrew sobie, bo jest gejem, a partia ich nie uznaje. Michael musi się ukrywać. W tym też czasie pojawia się problem AIDS. Ludzie są przerażeni i chcą pozbawić praw homoseksualistów. To ich bowiem obarczają winą za rozprzestrzenianie się choroby. Michael też jest chory.

Kiedy dowiaduje się o chorobie, wyjeżdża do Irlandii, by odnaleźć matkę. Niestety zakonnice nie chcą mu pomóc. Nie mówią mu, że kilka tygodni wcześniej zakon odwiedziła jego matka i też chciała go odnaleźć.

Książka Tajemnica Filomeny jest niesamowita. Jest takie powiedzenie, że najlepsze historie pisze samo życie. I tak też jest w tym wypadku. Bo Filomena jeszcze żyje i pomagała przy tworzeniu filmu na podstawie swojej historii. Książka wciąga, bardzo. Czytając ją, chcesz się jak najszybciej dowiedzieć, co będzie na końcu, czy uda im się spotkać? 

Bardzo podoba mi się sposób, w jaki została napisana. A właściwie opowiedziana, bo opowiadana jest przez dziennikarza, który został poproszony o odnalezienie Anthony'ego. Przed każdą częścią znajduje się krótki wstęp o tym, jak przebiegały poszukiwania, jakie pojawiły się trudności w danym momencie i jak udało się trafić na niektóre wskazówki. 

Świetnym pomysłem było też zamieszczenie prawdziwych zdjęć Filomeny i Michaela. To pokazuje, jak niewyobrażalna tragedia ich spotkała, nadaje jej wiarygodności. Ci ludzie naprawdę żyli i zostali skrzywdzeni - przez prawo, obyczaje, zależności między kościołem i polityką. Zdjęcia pokazują, jak się zmieniali, jak dojrzewali do decyzji o odnalezieniu siebie nawzajem. Widać, jak kształtowało ich życie. Jak by się potoczyło, gdyby nie zostali rozdzieleni? Czy Michael byłby szczęśliwszy? Czy odniósłby zawodowy sukces? Nikt się tego nie dowie. 

Chciałabym jeszcze napisać o czymś, co niesamowicie mi przeszkadza. Na książce zostało umieszczone zdanie, że jest to niezwykła opowieść o nadzwyczajnej kobiecie. Ja niestety tego tak nie odebrałam. O Filomenie w książce jest może z niecałych 100 stron. Reszta opisuje życie Michaela. I choć ilość stron nie musi mówić o tym, jak ktoś ma być postrzegany, to ja powiedziałabym, że tak, jest to niezwykła opowieść, ale nie o niej. I na pewno nie o tym, że zrobiła coś nadzwyczajnego czy była nadzwyczajna. Czekała bowiem za długo, by go odnaleźć. 









Brak komentarzy :

Prześlij komentarz