piątek, 27 września 2013

Atomówki z czasów II wojny światowej (recenzja książki "Dziewczyny Atomowe")



Kiedy zobaczyłam tę książkę na półce w Empiku, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Uwielbiam historie, które zdarzyły się na prawdę. Takie, które ktoś opowiada po latach. To cudowne uczucie, kiedy odkrywa się, że niektóre wspomnienia delikatnie się zatarły, a niektóre są tak wyraźne, że bohaterowie doskonale je przytaczają. Mnóstwo takich historii można odnaleźć właśnie w tej książce - Dziewczyny Atomowe autorstwa Denise Kiernan.

Na okładce widać napis: Nieznana historia kobiet, które pomogły wygrać II wojnę światową. I rzeczywiście tak jest. Poznajemy kilka kobiet. Historię każdej z nich po kolei. Celia Szapka była sekretarką, która została przeniesiona z pierwszego biura Projektu Manhattan w Nowym Jorku do tajnego miasta. Toni Peters to również sekretarka, której krewni musieli oddać swoją farmę pod budowę miasta. Jane Greer to matematyczka, która zajmowała się nadzorowaniem prac kobiet w zakładzie Y-12. Kattie Strickland, sprzątaczka, która nie chciała jeść jedzenia ze stołówek i wbrew licznym zakazom sama piekła chleb i bułki. Virginia Spivey, utalentowana chemiczka, pracująca przy Produkcie w wydziale chemicznym. Colleen Rowan, której zadaniem było sprawdzanie szczelności instalacji. Dorothy Jones była operatorką kalutronu, cierpiała po stracie brata, który zginął w katastrofie Pearl Harbor. Helen Hall - operatorka kalutronu i miłośniczka koszykówki. I Rosemary Maiers, pielęgniarka, która otworzyła w tajemniczym mieście pierwszą przychodnię lekarską.

Tak wiele różnych historii. Tak wiele kobiet, które spotkały się w jednym mieście, Oak Ridge. Jechały tam z wielkimi nadziejami - że będą zarabiać dużo pieniędzy, że być może spotkają tutaj miłość swojego życia, a może dokonają przełomowego odkrycia. A co więcej - były przekonane, że pomogą w zakończeniu II wojny światowej. Nikt jednak nie chciał im powiedzieć, co będą dokładnie robić. Miasta, w którym się znajdowały, nie było na mapie. Nie mogły zdradzać rodzinom, czym się zajmują, nie mogły o nic pytać. Miały jedynie wykonywać swoje obowiązki. Żadnych pytań, żadnych dociekań. Nawet małżeństwa i narzeczeni nie rozmawiali między sobą o pracy. A może jedno z nich jest szpiegiem? Nie można było ufać nikomu. 

A potem zaczęto o tym mówić w radiu! Dla nas wszystkich było to niemal jak cios.

Kiedy już wszystko wyszło na jaw, kiedy już mieszkańcy Oak Ridge wiedzieli, że przez kilka lat pracowali nad stworzeniem bomby atomowej, nie mogli w to uwierzyć. Przekazywali sobie szokującą wiadomość, już nikt nie musiał milczeć. Niektórzy nie mogli poradzić sobie z tą wiadomością. Jak można było brać udział w czymś, co doprowadzi do śmierci wielu ludzi? Inni przyjęli to całkiem spokojnie, cieszyli się, że mieli tak duży udział w tworzeniu historii, w zakończeniu wojny. Na życiu każdego z nich praca w Oak Ridge zostawiła ogromny ślad. 

Książka o atomowych dziewczynach jest jedną z najlepszych powieści, jakie do tej pory przeczytałam. Po pierwsze, niesamowita historia. Po drugie, jak najbardziej prawdziwa. Autorka pracowała nad tą powieścią około siedmiu lat. Rozmawiała z tytułowymi dziewczynami, spędzała z nimi czas, przesiedziała mnóstwo godzin w bibliotekach w całym kraju, doświadczyła śmierci jednej ze swoich bohaterek. W książce zamieszczono wiele dokumentów, fragmentów artykułów, które jednak nie przeszkadzają w odbiorze. Urozmaicają narrację, podkreślają prawdziwość historii. Na mnie ogromne wrażenie zrobiły fragmenty tekstów z gazety z tajemniczego miasta. Mówiły dużo o mieszkańcach, o tym, jak oni to odbierali, co mogli robić, a czego nie. Fragmenty te pojawiały się przed każdym nowym rozdziałem. 

Pewnie zastanawiacie się, jak została rozwiązana kwestia zdjęć. Oak Ridge miało swojego fotografa, który dokumentował życie w mieście i pracę mieszkańców. Zdjęcia zostały zamieszczone w książce na specjalnych wkładkach (co, jak mówił mój profesor na edytorstwie - jest bardzo drogą imprezą :) ). Genialne są przede wszystkim pierwsza i ostatnia strona. Na pierwszej - zdjęcia atomowych dziewczyn z czasów II wojny światowej, na ostatniej - zdjęcia z ostatnich lat. Poza tym, zdjęcia na wkładkach przedstawiają liczne plakaty namawiające do milczenia, zakłady pracy, bramy wjazdowe, a nawet sklepy.

Jedyne, co w tej książce sprawiło mi problem, to rozdziały mówiące o budowie Gadżetu, czyli bomby atomowej. Opisywały historię jego powstania, poczynając od odkrycia zjawiska rozszczepienia atomu aż do zbudowania bomby o ogromnej mocy. I choć autorka starała się pisać przystępnym językiem, niektórych rzeczy dotyczących badań naukowych nie dało się wyjaśnić bez użycia specjalistycznych terminów. A jak ktoś, jak ja, nie ma pojęcia o chemii, to ciężko mu może być przez to przebrnąć. Ale czego się nie robi dla niesamowitej historii?

O tej książce można by było pisać i pisać. Jest tyle niesamowitych rzeczy, na które warto zwrócić jeszcze uwagę. Spis postaci, miejsc i obiektów, które bardzo ułatwiają czytanie. Przepiękne zakończenie, które wzrusza i pokazuje zupełnie inny świat po wojnie. Genialny epilog, z którego dowiadujemy się, jak potoczyły się losy bohaterek i czym zajmują się obecnie. Chciałabym polecić Wam tę książkę bardzo serdecznie, ja jestem nią oczarowana i z pewnością kiedyś do niej wrócę.









3 komentarze :

  1. Sporo słyszałam o tej książce, ale z reguły nie najlepszych opinii: podobno nudna. Jak książka o kobietach z drugiej wojny światowej może nudzić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zaskoczona, bo mi książka podobała się bardzo. Tak myślę, że może wynikało to z rozdziałów dotyczących badań naukowych, które były dosyć trudne. A Ty masz rację, też nie rozumiem, jak historie z II wojny światowej mogą nudzić :)

      Usuń
  2. Do miłośników historii zdecydowanie nie należę, ale na tę książkę mam ochotę już od dawna. :)

    OdpowiedzUsuń