poniedziałek, 16 grudnia 2013

It must have been love (recenzja filmu "Pretty Woman")

 

Wczoraj w telewizji pokazywany był jeden z najbardziej znanych filmów, jakie zostały nakręcone do tej pory. Ja bardzo ten film lubię, ale rzadko go oglądam, dlatego skorzystałam z okazji i z przyjemnością obejrzałam go po raz kolejny. Pretty Woman to obraz niezwykły. Piękna historia z magią, ale i humorem, pełna czarującego uśmiechu Julii Roberts. Wielu osobom kojarzy się z Kopciuszkiem, zresztą chyba całkiem słusznie.

Vivian Ward jest biedną, ale niezwykle piękną prostytutką. Pewnego dnia na ulicy poznaje Edwarda, bogatego biznesmena, który przebywa w mieście z powodów służbowych. Edward, po chwili namysłu, proponuje Vivian, by przez tydzień była jego towarzyszką. Oczywiście, proponuje jej za to pieniądze - trzy tysiące dolarów, które dla prostytutki są niewiarygodnie wysoką kwotą. Vivian przystaje na propozycję niedawno poznanego mężczyzny i przeprowadza się do niego, do apartamentu w luksusowym hotelu.

A tam poznaje zupełnie inne życie. Uczy się używania sztućców (rozpoznaje tylko ten do sałatki), poznaje prawidłowe zachowania w towarzystwie, chodzi na zakupy do eleganckich butików i towarzyszy Edwardowi w biznesowych spotkaniach i na przyjęciach. Wejście prostej i nieokrzesanej dziewczyny w wielki i elitarny świat połączone jest z wieloma zabawnymi, jak i nieprzyjemnymi sytuacjami. Jednak Vivian zawsze z problemami radzi sobie z pełnym wdzięku uśmiechem, dzięki czemu szybko zdobywa serce Edwarda. Między tą, na pozór niedobraną, parą rodzi się uczucie. Vivian jest na nie gotowa i pragnie swojej bajki, jednak Edward to odrzuca, nie chce być z prostytutką. Nazywa siebie specjalistą od niemożliwych związków.

Czy jednak bajka się ziści? Wiecie, że uwielbiam szczęśliwe zakończenia :)


Film Pretty Woman jest uwielbiany już od wielu lat i chyba nie trzeba pisać o tym, jaki jest niesamowity. Ja jednak napiszę kilka słów dla osób, które go nie widziały (czy naprawdę ktoś taki istnieje? :D). Mnie urzekła przede wszystkim cudowna i jedyna w swoim rodzaju Julia Roberts. W swojej roli niezwykle prawdziwa, swobodna i urzekająca. Kiedy pojawia się na ekranie, nie można oderwać od niej wzroku. Wiecie, że za tę rolę aktorka była nominowana do Oscara i otrzymała Złotego Globa? Ja nie miałam o tym pojęcia, ale jak wczoraj o tym przeczytałam, to pomyślałam, że naprawdę zasłużyła. Bo jest to jednak rola w komedii romantycznej, niezbyt wymagająca, a utalentowana Julia Roberts stworzyła niezapomnianą kreację. Natomiast Richard Gere jak dla mnie jest w tym obrazie świetnym dodatkiem do swojej filmowej partnerki. Jego grze nie można nic zarzucić, ale jest ona tłem, pozwala wyróżnić się Julii Roberts. 


Przy Pretty Woman nie można zapomnieć o muzyce. Ścieżkę dźwiękową tworzą przeboje, które znamy do dzisiaj. Słynne wykonanie Pretty Woman Raya Orbisona czy It must have been love zespołu Roxette. Piosenki idealnie oddają klimat filmu, doskonale do niego pasują i pięknie pokazują miłość niemożliwą, ale jednak do spełnienia. 

Film kończy się zdaniem Zawsze jest dobry czas na marzenia - trzeba marzyć. To jego idealne podsumowanie. Mamy piękną historię, która z góry wydaje się skazana na porażkę. A jednak się udaje. Jest cudownie, jak w bajce. Dwoje ludzi tak różnych od siebie, z zupełnie innych światów, znajdują siebie nawzajem. Marzenia się spełniają. Film daje ogromną dawkę wiary w siebie i w szczęśliwe zakończenia. Dlatego marzymy! A i nasze marzenia się spełnią i będziemy mieli swoją bajkę :)





Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony - weheartit.com. 


A Wy lubicie Pretty Woman?



1 komentarz :

  1. Uwielbiam ten film. Nigdy mi się nie znudził i również polecam tym, którzy go nie widzieli.
    Beata S

    OdpowiedzUsuń