Na początku grudnia wybrałam się z M. do Warszawy. Po długim czasie przerwy odwiedziliśmy teatr. Byliśmy na przedstawieniu Anioły w Ameryce, które swoją premierę miało w 2007 roku. Teraz zostało wznowione i było jedynie pięć spektakli. My mieliśmy szczęście być na jednym z nich.
Cała historia przedstawiana na scenie rozgrywa się w Ameryce w czasie, kiedy prezydentem był Ronald Reagan. Pierwszym bohaterem jest Roy Cohan. Prawnik, który nie liczy się z nikim i z niczym. Swoją pozycję w prawniczym świecie zdobył dzięki licznym znajomościom i łapówkom. Pewnego dnia bohater dowiaduje się, że jest chory na AIDS. Nie chce przyjąć tego do wiadomości. Wszystkim stara się wmówić, że nie jest gejem, seks z mężczyznami to jedynie zabawa. Kolejna postać to Prior. Przystojny, przyciągający wzrok, ale również bardzo zagubiony. Z powodu AIDS trafia do szpitala, a jednocześnie opuszcza go jego ukochany, Louis. Kiedy jego stan się pogarsza, Prior widzi anioły. Należy wspomnieć jeszcze o dwójce bohaterów. Harper i Joe to młode małżeństwo. Harper jest kobietą uzależnioną od leków, kochającą swojego męża i pragnącą dziecka. Natomiast Joe robi karierę i któregoś dnia odkrywa, a może po prostu przyjmuje do siebie to, że jest gejem. Opuszcza żonę i wplątuje się w romans z Louisem.
Losy bohaterów niesamowicie się ze sobą przeplatają. Dzięki temu na scenie tworzy się obraz życia gejów w tamtych czasach w społeczeństwie. Poznajemy ich problemy, ich radości, obawy i lęki.
Obsada spektaklu była naprawdę spektakularna. Andrzej Chyra jako Roy Cohan robił wrażenie. Nie przeszkadzało mi nawet jego przeklinanie (czego zazwyczaj bardzo nie lubię), a robił to na pewno co dwa słowa :D Był autentyczny, idealnie dopasowany do roli, nieskrępowany i sprawiający wrażenie, jakby się do tej roli urodził. Pierwszy raz widziałam coś takiego na żywo i byłam zachwycona. Młodego Priora zagrał Tomasz Tyndyk. On to się dopiero niesłychanie wcielił w rolę. Bardzo przystojny (tak, tak!), doskonale zagrał geja. Tak perfekcyjnie, że przez całe przedstawienie zastanawiałam się, czy prywatnie też jest gejem. I co się okazało? Że rzeczywiście nim jest. Była to więc rola dla niego stworzona, której być może dał cząstkę siebie. W przedstawieniu grali jeszcze Maciej Stuhr i Jacek Poniedziałek. Ten pierwszy został całkowicie przyćmiony przez resztę obsady. A jedyne, co mogę powiedzieć o jego grze to to, że była niesamowicie odważna i pozbawiona zahamowań. W pewnym momencie Stuhr zdjął z siebie wszystkie (wszystkie!) ubrania i biegał po scenie. I to ta scena wzbudziła chyba najwięcej emocji. Co do Jacka Poniedziałka, to mam nieodparte wrażenie, że on tworzy te przedstawienia pod siebie (do tego napisał tłumaczenie). Tutaj grał geja i chyba czuł się w tej roli wspaniale.
Ale dość o panach. Świetne role w przedstawieniu miały również aktorki. Jedną z nich była Maja Ostaszewska. To aktorka przeze mnie uwielbiana. Bardzo lubię oglądać produkcje, w których występuje. Dlatego też nie mogłam doczekać się tego spektaklu i miałam ogromną nadzieję, że to ona, a nie Magdalena Popławska, zagra tego wieczoru (aktorki grają na zmianę). Maja w Aniołach w Ameryce grała Harper. Niesamowicie wczuła się w chorą kobietę. W jednej chwili potrafiła być melancholijna, by w drugiej wywołać na naszej twarzy uśmiech. Naprawdę, Maja Ostaszewska jest genialna. Inną aktorką, która pojawiła się w przedstawieniu była Magdalena Cielecka. Obejrzałam z nią parę filmów i zawsze byłam pod wrażeniem jej pięknego głosu i niesamowitej urody. I po tym spektaklu, gdzie mogłam zobaczyć jej grę na żywo, mogę powiedzieć dokładnie to samo. Cielecka grała anioła. I była jak anioł piękna. To tyle.
Anioły w Ameryce to spektakl niezwykły. Geje i środowisko, w którym żyją, są tylko przykrywką dla głębszych rozważań. To pretekst do rozważań, gdzie jest nasze miejsce w tym świecie. To zastanawianie się, czy akceptacja innych jest dla nas ważna. To opowiadanie o pragnieniu prawdziwej miłości i lęku przed samotnością. To w końcu impuls do przemyślenia tego, do czego zmierza dzisiejszy świat i współcześni ludzie.
Na koniec opowiem Wam jeszcze niesamowitą historię. Przedstawienie, o którym pisałam, nie odbywało się w teatrze, tylko w hali ATM. Mimo wszystko postanowiłam, że założę sukienkę i myślałam, że wszyscy będą wyglądać elegancko. Już na wejściu zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się myliłam. Większość osób była ubrana w jeansy i swetry. No ale wydaje mi się, że na to można było jeszcze przymknąć oko. Ale na sali czekała na nas większa niespodzianka. Miejsca obok nas miały dwie starsze panie, myślę, że były około sześćdziesiątki). Pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy, że te dwie panie na pewno wiedzą wiele o teatrze, bo chodzą często na spektakle. Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłam. Po rozpoczęciu przedstawienia panie zaczęły jeść. Były mandarynki i czekolada. Potem zaczęły krzyczeć do aktorów, by mówili ciszej. Jak Maciej Stuhr ściągnął majtki, jedna ze staruszek krzyknęła To jest nienormalne!. Chociaż i tak najlepszy był koniec:
- Jak myślisz długo to jeszcze będzie trwało? - Nie mam pojęcia. - Wiesz co, to ja pójdę się ich zapytam, ile jeszcze zamierzają grać.
I pani poszła. Całe szczęście, nie za scenę, a do obsługi. Powiem Wam jedno. Choć przedstawienie było cudowne, to mój obraz teatru, który miałam gdzieś tam w głowie, zmienił się radykalnie. Jednak dla mnie jest to sztuka, której trzeba okazać szacunek. Jak widać, nie dla wszystkich.
Nie wiem, jak to się stało, że mam zdjęcie na tle toalety :D |
Wszystkie zdjęcia ze spektaklu pochodzą ze strony internetowej TR Warszawa.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz