piątek, 19 kwietnia 2013

Opowieść o francuskim kucharzu (recenzja "Białych trufli")



Czy wyobrażaliście sobie kiedyś, jak wygląda jedzenie doskonałe? Takie, które pięknie wygląda, wyśmienicie smakuje i zachwycająco pachnie? Podejrzewam, że dla każdego by było to coś innego. Kiedyś jednak żył kucharz - Auguste Escoffier, którego dania sprawiały, że człowiek się zatracał. Czy to możliwe? Podobno tak.

Przynajmniej tego dowiadujemy się z książki Białe trufle. Opisuje ona życie największego kucharza Francji. Escoffier'a poznajemy, gdy jest już starszym panem. Bardzo chce napisać kolejną książkę kucharską. Jego żona, Delphine, podpowiada mu, by była to książka, która będzie zdradzała również tajemnice wielu sławnych postaci, które kucharz znał. Delphine pragnie ponadto, by mąż zadedykował jej jakąś potrawę, ponieważ przez całe życie tego nie zrobił. Auguste jednak poświęcił się pracy nad książką.

Dlatego też, co kilka rozdziałów czytamy o przeróżnych potrawach, o tym jak się je gotuje i o osobach, które były inspiracją do ich powstania. I tak mamy na przykład przepis na bulion drobiowy z truflami i szparagami zadedykowany Sarah Bernhardt. Była ona wielką miłością Escoffier'a. Niezwykła aktorka, piękna i utalentowana. Miała swoje kaprysy - trzymała geparda w domu. Kochali się nawzajem, jednak kucharz nie potrafił zostawić swojej żony, która była dla niego najważniejsza na świecie.

Przepisy z książki Escoffier'a przeplatają opowieści z jego życia, w których teraźniejszość miesza się z przeszłością. I tak, jak na początku Escoffier jest staruszkiem, tak za kilka stron czytamy o pierwszych dniach małżeństwa z Delphine. Czytamy o jej rozpaczliwych próbach skłonienia męża do stworzenia potrawy specjalnie dla niej. O tym, jak nie mieszkali ze sobą przez trzydzieści lat. A także o jego licznych romansach. Kiedy Escoffier jest już stary, wraca do domu, do żony. Oboje ciężko chorują. Pewnego dnia, kucharz zaczyna gotować, chce zrobić coś specjalnie dla niej. Tego samego dnia Delphine umiera. Czy jednak Escoffier stworzy do końca danie dla swojej żony?

Tak, w olbrzymim skrócie brzmi historia przedstawiona w książce. Powiem Wam, że czytało mi się ją bardzo ciężko. Praktycznie na każdej stronie jest wpleciony jakiś przepis. Ktoś ich odwiedza - gotują, oni gdzieś idą - gotują. Coś wspominają, śmieją się, spędzają razem czas - zawsze gotują. I to już było trochę męczące. Muszę się przyznać - nie jestem mistrzem gotowania i może dlatego tak to odebrałam. A komuś, kto lubi i umie gotować - taka książka by się spodobała. W książce trudny był również język - bardzo dużo francuskich zwrotów, które nie zostały przetłumaczone, co mi utrudniało zrozumienie tekstu. Język jest również bardzo literacki, piękny, co może być i wadą, i zaletą. Ale jak już ktoś pisze - wlewał złotą wstążkę ubitych żółtek - to nawet troszkę chce mi się śmiać.

Studiując to, co studiuję, nie mogę nie zwrócić uwagi na przepiękne wydanie książki. Okładka jest doskonała - ciepłe kolory, zachęcają do czytania. Pięknie dobrany kolor napisów, który świetnie uzupełnia tło. Ale co mnie najbardziej zachywciło - w środku, pod tytułem rozdziału - jest zamieszczane piękne, małe serduszko. Aż chce się taką książkę czytać!

Na koniec, tak w ramach podsumowania, mogę powiedzieć, że książka mnie nie zachwyciła. Jest dobra, to na pewno. Zafascynowała mnie natomiast postać Escoffier'a. To on wymyślił słowo wyśmienitość, pracował w Londynie, Paryżu i w Monte Carlo, to on był autorem menu, które podano na Titanicu. To on opuścił żonę na ponad trzydzieści lat, by wrócić do niej kilka lat przed śmiercią. I z całą pewnością był świetnym kucharzem.Tak sobie teraz myślę, że cudownie by było iść do Ritza, gdzie gotował i zjeść jajka oprószone masłem czy też morele przykryte bitą śmietaną z wanilią:)


A taką piękną wiosnę mamy w Olsztynie:) Zobaczcie jedno z moich ulubionych jezior - Jezioro Długie:)


















7 komentarzy :

  1. Wygląda na jedną z tych książek, których nie należy czytać, będąc na diecie. ;)

    Zdjęcia cudne, aż naszła mnie ochota na spacer!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na diecie albo też tuż przed snem - mi przynajmniej zawsze wtedy chce się jeść:) A spacery - uwielbiam!

      Usuń
  2. Sympatyczna fotka ta z książką w ręku
    Nie ma to jak dobra lektura na łonie natury - przyjemność i zdrowie
    Pa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Bardzo lubię czytać na świeżym powietrzu:) Polecam serdecznie. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Czytania na świeżym powietrzu nie sposób polecić,to trzeba odkryć osobiście. Czytasz, jesteś daleko i w pewnym momencie odnosisz dziwne wrażenie braku kontaktu z rzeczywistością - to jest magia lektury.
      Czekają Cię piekne chwile Marto, tylko zawsze bądź sobą, ok?
      ¡Cuídate!

      Usuń
    3. Masz rację z tym, że trzeba to odkryć. Pomyślałam jednak, że jak polecę, to może ktoś się zdecyduje i odkryje tę magię, o której mówisz. Co do bycia sobą - będę się starać, by zawsze tak było. Dziękuję za miłe słowa:)

      Usuń
  3. Trudno być sobą w zakłamanym świecie, Marto - to większa sztuka niż zdobywanie piedestałów.
    Człowiek, który jest sobą, zawsze jest na szarym końcu.
    Jeszcze jedno, z pewnością wiesz co to jest "pranie mózgów"? W życiu chcesz prać, czy być prana - kochać, czy być kochana? To też jest sztuka wielka, lecz czasem udaje się osiągnąć jakiś kompromis.
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń