Macie pewnie takie dni, kiedy dzieje się coś złego, kiedy coś nie idzie po Waszej myśli. Ja też czasami mam takie dni. Najczęściej jem wtedy czekoladę. Każdy ma swój sposób na poprawę nastroju. Jedni jedzą czekoladę, inni czytają książki, a jeszcze inni wyobrażają sobie, jak mogłoby wyglądać ich życie albo jakby chcieli, żeby ono wyglądało. Bohaterka książki Tajemnica Pani Ming, którą czytałam przez ostatnie dni, też miała swój sposób. W jej przypadku to był nie tylko sposób na życie i smutne dni, ale sposób na przetrwanie.
Przyjezdny z Europy, którego imienia nie znamy, podróżuje po świecie w interesach. Trafia do Chin, gdzie poznaje panią Ming. Jest ona babcią klozetową w jego hotelu, ale w jakiś dziwny sposób go fascynuje. Jest damą, serdeczną i dostojną, a na dodatek bardzo mądrą i chciała się tą swoją mądrością dzielić. Jedyne co zastanawiało Europejczyka to to, że pani Ming opowiadała o swoich dziesięciorgu dzieciach. Bo jak to możliwe, że w Chinach, w których ustanowiono zakaz posiadania więcej niż jednego dziecka, ktoś miał więcej dzieci. Przyjezdny postanawia przeprowadzić swoje śledztwo.
By dowiedzieć się, co jest prawdą a co nie, kiedy tylko może, odwiedza panią Ming. Wypytuje ją o dzieci, a ona, ku jego zdziwieniu, opowiada mu ze szczegółami historię ich życia. Mówi o Li Mei, która w Pekinie, ilustruje albumy dla dzieci, o bliźniakach Kunie i Kongu, którzy dostali pracę w cyrku. Jednak opowieści można wymyślić, dlatego Europejczyk szuka dalej. Trafia do byłego pracodawcy pani Ming i tam dowiaduje się, że mówi ona prawdę. Jin widział listy od dzieci i ich zdjęcia. Pewnego dnia pani Ming trafia do szpitala, a kiedy Europejczyk jedzie ją odwiedzić, na miejscu poznaje najstarszą córkę pani Ming.
Oczywiście nie zdradzę Wam zakończenia. Chcę Wam jedynie powiedzieć, że mimo wszystko bardzo mnie zaskoczyło. To może głupie takie mówienie, ale naprawdę tak było. Do tej pory do książek Erica-Emmanuela Schmitta podchodziłam ostrożnie i wolałam ich nie czytać niż się rozczarowywać. Dlaczego tak było? Kiedyś w moje ręce trafiła książka Oscar i Pani Róża. Byłam nią zachwycona i tak bardzo bałam się, że kolejne powieści tego autora będą gorsze, że wołałam ich nie czytać. Teraz mam wrażenie, że Tajemnica Pani Ming wyleczyła mnie z tej dziwnej choroby raz na zawsze. Jest to bowiem książka świetna - pełna tak zwanych życiowych mądrości, wciągająca i zaskakująca.
Powieść jest cieniutka, ale na tych kilkudziesięciu stronach zawiera więcej niż wiele innych książek na setkach stron. Pokazuje tyle zjawisk, tyle różnych spraw. Różnice w kulturach, różnice w pragnieniach ludzi - Europejczyk nie chce mieć dzieci, mimo że może, a pani Ming prawo tego zabrania. Często nie doceniamy tego co mamy, a nawet tego, co możemy mieć. Nie dostrzegamy tego, co w naszym życiu może być najważniejsze.
Nie wiem, czy zdołałam w tej recenzji powiedzieć Wam, jak fajna jest to książka, jak wiele ma w sobie mądrości i jak wiele można z niej wyczytać. Jeśli będziecie mieli możliwość, sięgnijcie po nią, jest naprawdę świetna. Ja z pewnością będę do niej wracać.
Książkę możecie kupić w księgarniach już od jutra. Ja swój egzemplarz otrzymałam od wydawnictwa Znak Literanova (za co serdecznie dziękuję!), ale nie miało to wpływu na moje zdanie o tej książce.
Przy okazji chciałabym razem z wydawnictwem zaprosić Was na polski fanpage autora Tajemnicy Pani Ming: https://www.facebook.com/pl.schmitt.
Książka nie dla mnie, ale polecę mamie.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie na nowe posty :)
Mamie na pewno się spodoba :) A do Ciebie chętnie zajrzę :)
UsuńBardzo jestem ciekawa tej książki. Uwielbiam pióro Schmitta. Mam nadzieję, że ta pozycja szybko trafi i do mojej biblioteczki, do kolekcji :)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz Schmitta, to książka na pewno się spodoba :) Serdecznie polecam :)
Usuń