Kiedy tylko zobaczyłam w Internecie zapowiedź tego filmu, wiedziałam, że chcę go zobaczyć. Nie tylko ze względu na niesamowitą historię, ale i to, jak wielka uwaga została poświęcona w nim charakteryzacji i kostiumom. Ogromne było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że w kinie organizowane są przedpremierowe pokazy Wieku Adaline w majówkę. Nie mogłam nie skorzystać z takiej okazji i z narzeczonym wybrałam się na sobotni seans. Film jest naprawdę przepiękny.
Adaline, urodzona na początku XX wieku dziewczyna o niezwykłej urodzie, po śmierci męża, jadąc po córkę, ulega poważnemu wypadkowi, w wyniku którego przestaje się starzeć. Na początku nie widzi w tym problemu, jednak wszystko zmienia się, kiedy ludzie zaczynają zauważać, że Adaline się nie zmienia. Kobieta zaczyna uciekać. Co dziesięć lat zmienia miejsce zamieszkania, pracę, ale i imię i nazwisko. Jej wielką tajemnicę zna jedynie córka, która jest już staruszką.
Za miesiąc Adaline, a właściwie Jenny, znów ma się przeprowadzić. Wszystko jest już zaplanowane, kiedy kobieta na imprezie sylwestrowej poznaje Ellisa, który jest nią zauroczony. Adaline, wierna swoim postanowieniom, nie chce zaczynać nowego związku, jednak mężczyzna nie odpuszcza. Opowiada dowcip, przynosi kwiaty - książki o tytułach Słonecznik, Dmuchawiec, a nawet funduje książki dla archiwum, w którym pracuje kobieta. W końcu Ellis zabiera Adaline na weekend do swoich rodziców. Ojciec Ellisa rozpoznaje w Jenny swoją dawną ukochaną.
Film mnie zachwycił. Został zrobiony w naprawdę przepiękny sposób. Ale zacznę od historii. To prawda, jest ona nieprawdopodobna, ale podobało mi się, jak została wytłumaczona. Zrobiono to, uwzględniając naukę o ludzkim ciele. I choć ciężko uwierzyć w to, że w samochód po wypadku chwilę później uderza piorun, to podobało mi się, że narrator wyjaśniał, jak zmieniło się funkcjonowanie ludzkich komórek i jak wpływało to na starzenie ciała.
To, co podobało mi się najbardziej, to kostiumy. W filmie ukazany został przekrój wszystkich epok, zaczynając od dwudziestolecia międzywojennego. Niesamowita była scena, w której Adaline, idąc na bal sylwestrowy, widzi siebie na zdjęciu sprzed kilkudziesięciu lat, w tej samej sukience. Oglądałam filmik, w którym osoba odpowiedzialna za stroje w tym projekcie, mówiła, że właśnie do tej kreacji przywiązali najwięcej uwagi. Musiała to być rzecz, która pięknie by wyglądała zarówno współcześnie, jak i przed wojną. Ogromnym atutem filmu jest Blake Lively, która wyglądała niezwykle w tych wszystkich niesamowitych strojach.
O czym ja pomyślałam po filmie? Mamy ogromne szczęście, że możemy przeżyć swoje życie z ukochaną osobą. Że to właśnie z nią przechodzimy przez kolejne etapy w życiu. Studia, urządzanie mieszkania, założenie rodziny, a w końcu wspólne wieczory z ciepłą herbatą i książkami. Bo czym jest życie, jeśli nie mamy go z kim dzielić i z kim się nim cieszyć?
Zdjęcia: materiały promocyjne
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz