niedziela, 10 maja 2015

W kuchni chińsko-tajsko-wietnamskiej restauracji (recenzja spektaklu "Złoty Smok")



W tym tygodniu spotkało mnie ogromne wyróżnienie. Po raz pierwszy miałam możliwość uczestniczenia w próbie generalnej przestawienia w teatrze. To niesamowite uczucie, że możesz zobaczyć spektakl jeszcze przed jego premierą, być pierwszym widzem i zobaczyć, jak zachowują się na próbie aktorzy. Nas powitano niezwykłym Dobry wieczór. Pamiętajcie, że to tylko próba, co prawda trzecia, ale próba, i coś może się wykrzaczyć. Nic jednak się nie wykrzaczyło, a przedstawienie Złoty Smok stało na bardzo wysokim poziomie. 

W kuchni restauracji chińsko-tajsko-wietnamskiej małego Azjatę boli ząb. Tak bardzo go boli, że koledzy z pracy postanawiają mu ten ząb wyrwać. Po usunięciu zęba Azjata nie potrafi poradzić sobie z krwotokiem. Pada nawet pomysł włożenia zęba z powrotem na miejsce, jednak nie można go znaleźć. Młody mężczyzna czuje się coraz gorzej. 

Nad restauracją mieszka mężczyzna w pasiastej koszulce i dżinsami poplamionymi piwem. Nie układa mu się z ukochaną. Ona właśnie wraca z wyjazdu do Wenecji z mężczyzną, którego poznała na próbach chóru. Jest z nim szczęśliwa. 

Mrówka i Świerszcz są sąsiadami. Ona przez całe lato zbiera zapasy na zimę. Świerszcz korzysta z życia, a kiedy temperatura spada zaczyna przymierać głodem. Prosi więc Mrówkę o pomoc. Ona, choć początkowo nie chce się na nic zgodzić, przedstawia Świerszcza swoim koleżankom. Za jedzenie Świerszcz płaci im seksem. 

Te trzy historie łączy jedno - restauracja chińsko-tajsko-wietnamska.




Przedstawienie zaczyna się niesamowicie. Aktorzy śpiewają i grają - ale na niezwykłych instrumentach - patelni, butelce, tarce czy wałku. Śpiewaniem opowiadają historię. Na całe szczęście, taki występ jest nie tylko na początku spektaklu, ale pojawia się też później. Aktorzy zmieniają jedynie instrumenty. Byłam zachwycona tym, jak zostały dobrane ich głosy, jak świetnie czują swoją muzykę, choć nie jest ona idealna. Każdy z nich się w niej odnajduje. 

Doskonałym zabiegiem było też obsadzenie młodej aktorki w roli młodego Azjaty, łysego mężczyzny w roli blondynki, starszej aktorki w roli młodej dziewczyny, a młodego aktora w roli dziadka. Oczywiście na początku każdej kwestii aktorzy opisywali, kim są, więc łatwo było to zrozumieć i za tym nadążyć. Możecie wyobrazić sobie, a najlepiej zobaczyć, jak blondynka pokazuje cycki - świetna scena. 

Jedyne, co mogę zarzucić przedstawieniu, a właściwie to sztuce, bo spektakl opiera się na literaturze, to wątek Mrówki i Świerszcza. Niestety, do tej pory nie wiem, po co on tam w ogóle był. Może miał jedynie pełnić funkcję przerywnika, a może być czymś innym. A może to ja nie potrafię go zrozumieć.

Jednak, po wyjściu ze spektaklu, pozostały ze mną jedynie dobre wrażenia. Szczególnie sceny śpiewania i grania na instrumentach były niesamowite. Teatr Jaracza jak zwykle nie zawodzi. Wieczór był miły i bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć aktorów w tak dobrych rolach i znów dać się zaskoczyć. Zaskoczyć tym, jak teatr się zmienia, jak otwiera na ludzi, jak potrafi zachwycać raz za razem. Przykro jest mi tylko, że zabrakło dla nas ciasta - tak, aktorzy w czasie przedstawienia rozdawali tort i kiełbasę. Może ktoś z Was będzie miał więcej szczęścia :)









Przedstawienie miałam przyjemność oglądać dzięki zaproszeniu Teatru Jaracza w Olsztynie. Dziękuję pięknie!



1 komentarz :

  1. też widziałam to przedstawienie i jest świetne ale kuchnia tajska też jest dobra

    OdpowiedzUsuń